2020-06-17
Wszyscy doskonale pamiętamy wypieki na twarzach, rozemocjonowane dyskusje w domach i pustkę na ulicach w godzinach emisji przebojów naszej TV „Czterech pancernych”, „Stawki większej niż życie”, „Isaury”…
I pomyśleć, że - jak twierdzą świadkowie - zainteresowanie to jest niczym w porównaniu z przeżyciami całej zradiofonizowanej Polski 60 lat temu, co niedzielę, o dziewiątej wieczorem… Na fali średniej 385,1 metra nadawało bowiem wówczas „Polskie Radio Lwów”. Nadawało przebój nad przebojami, program, którego popularność wyludniała ulice Gdyni i Poznania, Wilna, Warszawy i Katowic - „Wesołą lwowską falę”…
Była to niepozorna, bezpretensjonalna składanka skeczy, satyrycznych dialogów i piosenek rodem z lwowskiego folkloru, z tradycji Łyczakowa, Grodeckiego i Żółkiewskiego.
Ale jakże utalentowani ludzie ją tworzyli… Przede wszystkim animator całości - autor, reżyser, organizator i kompozytor w jednej osobie, twórca studenckiego teatrzyku „Nasze oczko”, który był zalążkiem „Lwowskiej fali” - Wiktor Budzyński (nota bene ojciec wielce popularnego w latach siedemdziesiątych konferansjera Janusza Budzyńskiego).
Teksty dla „Fali…” pisali Marian Hemar, Emanuel Schlechter, Ref-Ren (Feliks Konarski), muzykę komponowali Henryk Wars i Alfted Schuets („Czerwona maki na Monte Cassino”).
Ale sławę przynieśli jej przede wszystkim Henryk Vogelfaenger i Kazimierz Wajda, czyli po prostu… Szczepko i Tońcio!!!
A poprawniej - Szczepku i Tońciu! Właśnie tak, gdyż popularyzacji, upowszechnieniu poprzez eter na całą Polskę lwowskiej gwary, „Bałakania batiarów”, specyficznemu poczuciu humoru, dystansowi, a zarazem ogromnemu ciepłu i wyrozumiałości dla ludzkich słabostek - zawdzięcza ta para swój niebywały sukces.
Słuchała ich cała Polska, ale nie tylko słuchała. Specjalnie dla nich napisano scenariusze i nakręcono trzy filmy fabularne (wszystkie w reżyserii Michała Waszyńskiego): „Będzie lepiej”, „Włóczęgi” i „Serce batiara”. Kopia tego ostatniego spłonęła w czasie wojny i nigdy go już nie ujrzymy.
Wiktor Budzyński cały okres powojenny spędził w Londynie. Kazimierz Wajda zmarł w 1955 roku w Warszawie na zawał serca. Pracował jako spiker w Polskim Radiu, ale nikomu nawet szepnąć nie wolno było, że właśnie odszedł wielki Szczepko, ze Lwowa… Bo to przecież było już za granicą… Henryk Vogelfaenger (Tońko) pracował w Anglii jako prawnik przez 40 lat, dopiero w 1989 roku powrócił na stałe do swych rodzinnych stron…
„Z ostatnim lwowiakiem ten rodzaj kultury zaniknie” - powiedział Jerzy Janicki, wielki ekspert historii i tradycji miasta.
Czyżby?
Nasz program, próba ocalenia i kontynuacji spadku po „Wesołej lwowskiej fali”, po batiarach, po Szczepku i Tońciu, powstał z chęci zaprzeczenia tej tezie. Czym nam się to udało - ocenią Państwo sami…